„Obyś cudze dzieci uczył” – brzmi dalekowschodnia klątwa. I z każdą frustracją pedagogiczną przypominam sobie jej słowa. Frustracje są, zwłaszcza, kiedy z przykrością skonstatuję, że nie każdy mój uczeń chce rozkminiać sens utworu literackiego od 44 (liczba nieprzypadkowa!) stron. Nie każdy też może lubić pisać – wyrażać siebie w słowach, odpowiednim ich doborze przy aktywizacji odpowiednich znaczeń. Niemniej literatura, lubiana czy nie, pozostaje oknem na świat(y) i lustrem dla nas samych, to uważam za niepodważalne.
Wybór polonistyki był dla mnie oczywisty – będziemy czytać poezję, ustalać granice miedzy prawdą a interpretacją i tworzyć wśród lekko zjełczałych książek, które tak dobrze wąchać tuż przed czytaniem. Potem – archetypy, symbole, szukanie połączeń między rzeczywistościami, tą literacką i tymi wokół. A wieczorem – opaty tytoniowego dymu i filozoficzne rozmowy o drugim, trzecim i dziewięćdziesiątym piątym dnie rzeczywistości. Tak wyglądały moje wyobrażenia o studiach po doświadczeniu lekcji języka polskiego u prof. Dengela, nieocenionego (choć czasem oceniającego i to dość surowo) nauczyciela z mojego liceum. Na studiach okazało się, żedoświadczenie literatury ucznia szkoły średniej przy właściwym przewodniku pozostanie nie do powtórzenia, a nawet studia nie dadzą tyle wglądów i zachwytów, co polski w liceum u Dengela.
Kiedy na wielotorowej i pozakręcanej drodze zawodowej sama zostałam nauczycielką polskiego dla licealistów, osobista poprzeczka zawieszona była wysoko. Przyjęłam propozycję uczenia literatury polskiej w Kolegium Europejskim, szkole IB. Brzmi enigmatycznie i zaiste nie jest to „język polski” czy w zasadzie kurs historii literatury jaki ja sama przechodziłam w liceum. Nie będę Dengelem 2.0 to już pewne, ale też nie muszę czytać z młodzieżą oświeceniowej poezji, która – by tak rzec – nie jest moim konikiem. Literatura w IB to co innego.
Na pierwszych zajęciach pytam uczniów, co chcieliby przeczytać, sama również proponuję tytuły, których znajomość wydaje mi się możliwością innego spojrzenia na świat i na nas samych. Głosujemy. Przynoszę na lekcje teksty teoretycznoliterackie, które znam ze studiów, czytamy. Dyskutujemy. Dotykamy tematów kontrowersyjnych. Kapitalizm, tradycja, trauma pokoleniowa, poczucie bycia członkiem wspólnoty narodowej i wynikłe z tego konsekwencje dla postrzegania siebie i świata. Zastanawiamy się czym jest interpretacja. Tekst czytamy przecież ten sam. Jak to możliwe, że w Gabrysi uruchamia inne skojarzenia niż w Robercie, dlaczego? Jakim cudem te zapisane tuszem strony wkładają do naszej głowy całe historie? A może tylko sprytnie mieszają w naszych neuronach, żebyśmy mogli zobaczyć jak jeszcze je połączyć, na co wcześniej nie wpadliśmy? Na zajęciach z literatury zamieniamy się w robaki. Zabijamy lichwiarkę. Kąpiemy się w poczuciu winy. Uzyskujemy przebaczenie. Z mieszaniną lęku i podziwu spoglądamy na wiedźmy, które – jak sama nazwa wskazuje – wiedzą więcej, np. że pewien żołnierz zostanie królem, a może tylko więcej nazywają, nie wiedzą? Literatura pozwala się wcielać, współodczuwać, nienawidzić i kochać. Próbujemy to robić przez godzinę trzydzieści. System oceniania stosowany przez IB nastawiony jest na kształtowanie umiejętności, uważam to za wielką wartość. Umiejętność analizy tekstu jest integralna z interpretacją. Dajemy się porwać tekstowi a następnie porzucamy historię w nim (w nas?) zawartą i dostrzegamy za tym niezwykłym światem wyobraźni konkretne wybory autora. W literaturze to niesamowite! Możemy porozumieć się z Szekspirem! Nie każda lekcja jest seansem spirytystycznym, ale na zajęciach staramy się widzieć dalej niż system ocen, choć często i od niego trudno uciec. Moje doświadczenie nauczania w Kolegium Europejskim doprowadziło mnie jednak do wniosku, że doświadczenie tych literackich „cudów-wianków” jest najlepszą drogą do dobrze zdanej matury. Mam szczęście prowadzić przedmiot, który wymaga serca (szare komórki też mile widziane 😉 ) Przecież te rzeczywistości – „serce” i „rozum” składają się na dorosłego, prawdziwie mature człowieka.
Dla mnie osobiście, o czym moi uczniowie pewnie nie wiedzą, ważne jest jeszcze jedno – oni sami. To ta wypłata nie do rozliczenia z fiskusami. Kontakt z młodzieżą, ludźmi, którzy pierwszy raz są w tym wieku, w którym są z całą świeżością, wyobraźnią i inteligencją jest nie do przecenienia. I tylko czasem żartuję, że „mnie już bliżej niż dalej”, kiedy patrzę na bezczelnie siedzącą przede mną młodość.
Czasem spoglądam również na tę poprzeczkę w wyobraźni, zawieszoną przez mojego polonistę gdzieś hen wysoko. Czy jestem jak on? Chyba nie. Uczenie literatury pozwala mi zawiesić własną i spokojnie na niej usiąść, ciesząc się doświadczeniem i relacjami bardziej niż spełnianiem wymagań. Tego również życzę moim uczniom.
__ Tekst przygotowała dr Natalia Kiedyk, która w Kolegium Europejskim uczy języka polskiego A SL oraz TOK (Theory of Knowledge).
Literatura IB w Kolegium Europejskim
Nauczyciel z pasją: dr Natalia Kiedyk
Literatura IB w Kolegium Europejskim
– dlaczego i co w tym dobrego?
„Obyś cudze dzieci uczył” – brzmi dalekowschodnia klątwa. I z każdą frustracją pedagogiczną przypominam sobie jej słowa. Frustracje są, zwłaszcza, kiedy z przykrością skonstatuję, że nie każdy mój uczeń chce rozkminiać sens utworu literackiego od 44 (liczba nieprzypadkowa!) stron. Nie każdy też może lubić pisać – wyrażać siebie w słowach, odpowiednim ich doborze przy aktywizacji odpowiednich znaczeń. Niemniej literatura, lubiana czy nie, pozostaje oknem na świat(y) i lustrem dla nas samych, to uważam za niepodważalne.
Wybór polonistyki był dla mnie oczywisty – będziemy czytać poezję, ustalać granice miedzy prawdą a interpretacją i tworzyć wśród lekko zjełczałych książek, które tak dobrze wąchać tuż przed czytaniem. Potem – archetypy, symbole, szukanie połączeń między rzeczywistościami, tą literacką i tymi wokół. A wieczorem – opaty tytoniowego dymu i filozoficzne rozmowy o drugim, trzecim i dziewięćdziesiątym piątym dnie rzeczywistości. Tak wyglądały moje wyobrażenia o studiach po doświadczeniu lekcji języka polskiego u prof. Dengela, nieocenionego (choć czasem oceniającego i to dość surowo) nauczyciela z mojego liceum. Na studiach okazało się, że doświadczenie literatury ucznia szkoły średniej przy właściwym przewodniku pozostanie nie do powtórzenia, a nawet studia nie dadzą tyle wglądów i zachwytów, co polski w liceum u Dengela.
Kiedy na wielotorowej i pozakręcanej drodze zawodowej sama zostałam nauczycielką polskiego dla licealistów, osobista poprzeczka zawieszona była wysoko. Przyjęłam propozycję uczenia literatury polskiej w Kolegium Europejskim, szkole IB. Brzmi enigmatycznie i zaiste nie jest to „język polski” czy w zasadzie kurs historii literatury jaki ja sama przechodziłam w liceum. Nie będę Dengelem 2.0 to już pewne, ale też nie muszę czytać z młodzieżą oświeceniowej poezji, która – by tak rzec – nie jest moim konikiem. Literatura w IB to co innego.
Na pierwszych zajęciach pytam uczniów, co chcieliby przeczytać, sama również proponuję tytuły, których znajomość wydaje mi się możliwością innego spojrzenia na świat i na nas samych. Głosujemy. Przynoszę na lekcje teksty teoretycznoliterackie, które znam ze studiów, czytamy. Dyskutujemy. Dotykamy tematów kontrowersyjnych. Kapitalizm, tradycja, trauma pokoleniowa, poczucie bycia członkiem wspólnoty narodowej i wynikłe z tego konsekwencje dla postrzegania siebie i świata. Zastanawiamy się czym jest interpretacja. Tekst czytamy przecież ten sam. Jak to możliwe, że w Gabrysi uruchamia inne skojarzenia niż w Robercie, dlaczego? Jakim cudem te zapisane tuszem strony wkładają do naszej głowy całe historie? A może tylko sprytnie mieszają w naszych neuronach, żebyśmy mogli zobaczyć jak jeszcze je połączyć, na co wcześniej nie wpadliśmy? Na zajęciach z literatury zamieniamy się w robaki. Zabijamy lichwiarkę. Kąpiemy się w poczuciu winy. Uzyskujemy przebaczenie. Z mieszaniną lęku i podziwu spoglądamy na wiedźmy, które – jak sama nazwa wskazuje – wiedzą więcej, np. że pewien żołnierz zostanie królem, a może tylko więcej nazywają, nie wiedzą? Literatura pozwala się wcielać, współodczuwać, nienawidzić i kochać. Próbujemy to robić przez godzinę trzydzieści. System oceniania stosowany przez IB nastawiony jest na kształtowanie umiejętności, uważam to za wielką wartość. Umiejętność analizy tekstu jest integralna z interpretacją. Dajemy się porwać tekstowi a następnie porzucamy historię w nim (w nas?) zawartą i dostrzegamy za tym niezwykłym światem wyobraźni konkretne wybory autora. W literaturze to niesamowite! Możemy porozumieć się z Szekspirem! Nie każda lekcja jest seansem spirytystycznym, ale na zajęciach staramy się widzieć dalej niż system ocen, choć często i od niego trudno uciec. Moje doświadczenie nauczania w Kolegium Europejskim doprowadziło mnie jednak do wniosku, że doświadczenie tych literackich „cudów-wianków” jest najlepszą drogą do dobrze zdanej matury. Mam szczęście prowadzić przedmiot, który wymaga serca (szare komórki też mile widziane 😉 ) Przecież te rzeczywistości – „serce” i „rozum” składają się na dorosłego, prawdziwie mature człowieka.
Dla mnie osobiście, o czym moi uczniowie pewnie nie wiedzą, ważne jest jeszcze jedno – oni sami. To ta wypłata nie do rozliczenia z fiskusami. Kontakt z młodzieżą, ludźmi, którzy pierwszy raz są w tym wieku, w którym są z całą świeżością, wyobraźnią i inteligencją jest nie do przecenienia. I tylko czasem żartuję, że „mnie już bliżej niż dalej”, kiedy patrzę na bezczelnie siedzącą przede mną młodość.
Czasem spoglądam również na tę poprzeczkę w wyobraźni, zawieszoną przez mojego polonistę gdzieś hen wysoko. Czy jestem jak on? Chyba nie. Uczenie literatury pozwala mi zawiesić własną i spokojnie na niej usiąść, ciesząc się doświadczeniem i relacjami bardziej niż spełnianiem wymagań. Tego również życzę moim uczniom.
__
Tekst przygotowała dr Natalia Kiedyk, która w Kolegium Europejskim uczy języka polskiego A SL oraz TOK (Theory of Knowledge).
Archiwa
Kategorie
Archiwa
Recent Post
Categories
Meta
Calendar